OBSADA POLSKA
POSTACI I ICH ODTWÓRCY
Menu główne
strona główna
logowanie
bannery
katalog stron
forum
Inne
działy artykułów
działy newsów
download
rekomenduj nas
kontakt
Statystyki
userów na stronie: 0
gości na stronie: 1
SZUKAJ
Kociaki polecają
Musical
Reklama
  Artykuły > Testowy troche > Lord musicalu, czyli Andrew Lloyd Webber
Autor: Roman Pawłowski

Nazywają go Puccinim nowoczesnego teatru muzycznego. Skomponował muzykę do największych przebojów musicalowych, takich jak "Jesus Christ Superstar" i "Upiór w operze". 9 stycznia w warszawskiej Romie odbędzie się polska prapremiera jego najsłynniejszego musicalu "Koty"

Początkowo "Koty" istniały jako zbiór piosenek, które Webber planował nagrać dla telewizji. Latem 1980 roku wykonał kilka z nich na festiwalu w Sydmonton, gdzie usłyszała je wdowa po poecie, Valery Eliot. Piosenki tak się jej spodobały, że przesłała kompozytorowi kilka niepublikowanych wierszy Eliota o nieszczęśliwej kocicy imieniem Grizabella. To był temat na historię, której potrzebował musical.

Do współpracy nad spektaklem Webber zaprosił Trevora Nunna, wybitnego reżysera, wówczas szefa Royal Shakespeare Company. Libretto, które napisali, nie przypominało tradycyjnych musicali, nie było tam dialogów ani tradycyjnej akcji. Przedstawienie wypełniały piosenki, w których przedstawiały się kolejne koty z miejskiego śmietnika o dziwnych imionach: Old Deuteronomy, Jennyanydots, Mr. Mistoffelees, Rum Tum Tugger, Skimbleshanks i Griddlebone. Główną bohaterką wieczoru została Grizabella, stara kocica, która przed odejściem do kociego nieba śpiewa piosenkę "Memory" do słów Trevora Nunna. Ta nostalgiczna melodia stała się przebojem, do dziś nagrano ją w prawie dwustu różnych wykonaniach. A scena finałowa, w której Grizabella wjeżdżała do teatralnego nieba na hydraulicznym podnośniku, co wieczór przez 21 lat zapierała widzom dech w piersiach.


Próba w Teatrze Roma


Frank Rich jest łagodny jak baranek, a John Napier buduje najcenniejszy śmietnik w historii teatru

11 maja 1981 roku wieczorem teatr New London powoli zapełniał się publicznością. Tego dnia miała się odbyć długo zapowiadana premiera "Kotów", nowego musicalu Andrew Lloyda Webbera opartego na poezji Thomasa Stearnsa Eliota. Na chwilę przed rozpoczęciem widownia teatru wyglądała jak gigantyczny śmietnik oglądany z perspektywy kota. Wzdłuż ścian piętrzyły się góry sztucznie powiększonych śmieci, puszki po coca-coli wielkości beczek, stare opony wielkości kół od boeinga, zardzewiałe wraki samochodów wielkie jak okręty. Ale prawdziwa zabawa zaczęła się dopiero po zgaszeniu świateł. Najpierw w ciemności błysnęło kilkanaście par kocich oczu, potem z kątów gigantycznego śmietnika zaczęły wyłaniać się dziwne postaci obrośnięte gęstym futrem, z długimi ogonami i spiczastymi uszami. W świetle reflektora skradały się w stronę widzów, porywały dzieciom torby z popcornem i rzucały widowni w twarze, prychając i miaucząc.

Tak przy wtórze kociej muzyki rodziła się największa musicalowa legenda. "Koty", które opanowały tego wieczoru Londyn, w następnym roku wdarły się na Broadway, gdzie w teatrze Winter Garden zbudowano replikę londyńskiego śmietnika. Po premierze znany z morderczych opinii krytyk "New York Timesa" Frank Rich pisał z nadzwyczajną dla siebie łagodnością: "Webber wierzy w czystą teatralną magię. Przenosi publiczność w krainę fantazji, która istnieje jedynie w teatrze, i to coraz rzadziej w naszych czasach". I dodawał proroczo, że spektakl utrzyma się długo na Broadwayu.

Proroctwo krytyka spełniło się - musical "Koty" zagrano prawie 7,5 tysiąca razy. Już w 1997 roku prześcignął największy hit amerykańskiego teatru muzycznego "A Chorus Line", który grano "tylko" lat 15. Zszedł z afisza po 18 latach, we wrześniu 2000 roku. "Jest mi smutno, że >Koty

W Londynie musical utrzymał się dłużej: grano go 21 lat, po raz ostatni w maju 2002 roku. Otrzymał siedem prestiżowych Tony Awards jedną przyznano pośmiertnie zmarłemu w 1965 roku T.S. Eliotowi za jego poetycki wkład w przedstawienie. Był to zarazem największy sukces finansowy w historii teatru muzycznego. W samym Nowym Jorku sprzedano bilety za 380 milionów dolarów. Śmietnik zbudowany przez scenografa Johna Napiera okazał się kurą znoszącą złote jajka.

Kompozytor zastawia dom, a kocica Grizabella idzie do nieba

A przecież kiedy Webber pod koniec lat 70. zaczynał pracę nad "Kotami", nic nie zapowiadało sukcesu. Miał wtedy 32 lata i reputację nowatora w świecie musicalu.

Napisał rock-operę "Jesus Christ Superstar", w której jako Jezus zaśpiewał wokalista zespołu Deep Purple Ian Gillan (1971). Jako pierwszy wykorzystał autentyczne zdarzenia z historii najnowszej - w "Evicie" (1978). Ale pomysł, aby przenieść na scenę wiersze z książeczki dla dzieci zatytułowanej "Old Possum's Book of Practical Cats" wydawał się karkołomny nawet zwolennikom jego twórczości. - Mieliśmy wszystkich przeciw sobie, żaden inwestor nie chciał dać nam pieniędzy - wspominał później Webber. Aby zabezpieczyć finansowo produkcję, zastawił własny dom.


Próba w Teatrze Roma


o sprawiło, że ten niesceniczny materiał podbił miliony widzów od Ameryki po Azję i Australię? Muzyka łącząca nowoczesne brzmienie orkiestry z tradycyjną melodyką? Nostalgia opowieści o przemijaniu? Spektakularne widowisko? Charakteryzacja zmieniająca ludzi w koty i choreografia oparta na kociej dynamice i ekspresji?

Nad odpowiedzią głowią się do dziś producenci, którzy pragną powtórzyć sukces "Kotów". Jedno jest pewne - musical Webbera otworzył nowy rozdział w historii tego gatunku. Utorował drogę wielkim widowiskom opartym na pierwowzorach literackich, takim jak "Nędznicy" według Victora Hugo, "Upiór w operze" według powieści Gastona Leroux czy nawiązujący do "Madame Butterfly" musical "Miss Saigon".

Webber odebrał także pierwszeństwo Amerykanom na musicalowej scenie - pod koniec lat 80. umieścił na afiszu West Endu i Broadwayu jednocześnie aż trzy musicale: "Cats", "Evitę" i "Starlight Express".

Kiedy w 1992 roku królowa Elżbieta przyznawała kompozytorowi szlachectwo, a pięć lat później powołała go do Izby Lordów, prasa pisała, że Lord Lloyd Webber of Sydmonton jest narodowym bogactwem Zjednoczonego Królestwa. I nie było w tym określeniu dużej przesady. Zwłaszcza jeśli brało się pod uwagę morderczo wysokie, sięgające 80 procent podatki za rządów Margaret Thatcher.

Andrew i Tim zakładają spółkę, a biblijny Józef tańczy rock'n'rolla

Kiedy pod koniec lat 60. 17-letni Brytyjczyk pisał swój pierwszy dramat muzyczny ("The Likes of Us"), na West Endzie brzmiała muzyka amerykańskich kompozytorów: Leonarda Bernsteina, Stephena Sondheima, Irvinga Berlina, Gilberta i Sullivana. Widzowie mogli wybierać między "My Fair Lady", "Skrzypkiem na dachu" a "Hello, Dolly", spektaklami przeniesionymi z Broadwayu. Brytyjskich musicali prawie nie było na scenie.

- Kiedy zaczynałem pracować na scenie, nikt nie wierzył w musicale. Mówiono, że jest to stara forma i żeby odnieść sukces, trzeba być co najmniej Beatlesami albo Elvisem Presleyem - wspominał później Webber.

Jego rodzina była bez reszty oddana muzyce - ojciec, organista i kompozytor, wykładał w Royal College of Music, matka była wiolonczelistką i profesorką tej samej szkoły. Obaj z młodszym bratem Julianem, który poszedł w ślady matki i został wiolonczelistą, dorastali w atmosferze przepojonej kultem muzyki.

Andrew pierwszą piosenkę napisał, kiedy miał sześć lat, a w wieku lat dziewięciu w piśmie "Nauczyciel Muzyki" opublikował pierwszą kompozycję. Pasjonował się historią architektury, ale pod wpływem swej ciotki Vi, teatromanki, zainteresował się sceną. Razem chodzili na "My Fair Lady" i muzyczne filmy w rodzaju "South Pacific". W domu w South Kensington Andrew zbudował nawet mały teatr, dla którego pisał swoje pierwsze kawałki.

Kiedy po skończeniu prestiżowego college'u Westminster młody Webber dostał stypendium na uniwersytecie w Oksfordzie, wiedział doskonale, czego chce od życia. Chciał pisać muzykę. Brakowało mu tylko jednego: słów, rozgłosił więc wśród znajomych, że poszukuje librecisty. Odpowiedź nadeszła pocztą w kwietniu 1965 roku. Niejaki Tim Rice, 21-letni początkujący autor piosenek pop, pytał uprzejmie, czy pan Webber nie spotkałby się z nim w celu omówienia współpracy.
comment.php?what=article&id=4

Przeglądasz właśnie zawartość archiwalnej fanowskiej strony internetowej, poświęconej w całości musicalowi "Koty" autorstwa Andrew Lloyda Webbera. Znajdziesz tu wszystkie potrzebne informacje na temat oryginalnej wersji "Kotów" (Cats) oraz wszystko, co chcesz wiedzieć o polskiej wersji tej produkcji (ale boisz się zapytać!). W dziale Download znajdziesz dużo interesujących materiałów, w tym wybrane "bootlegowe" nagrania ze spektakli, dokonane przez widzów w Teatrze ROMA w Warszawie. Gorąco zachęcamy również do lektury archiwalnych artykułów na temat "Kotów", które znajdziesz zarówno na stronie głównej naszego serwisu, jak i na forum dyskusyjnym.

Na niniejszej stronie znajdziesz również pełne polskie libretto w tłumaczeniu Daniela Wyszogrodzkiego (tłumaczenia oryginalnych "Kotów" wydanych na DVD niestety w chwili obecnej JESZCZE nie posiadamy - ale może pojawi się w przyszłości. Nie mamy niestety uprawnień do opublikowania tutaj tłumaczeń Stanisława Barańczaka więc ich również na tej stronie nie ma - tłumaczenia wykonane przez Barańczaka zostały wydane oficjalnie w formie książkowej).

Niestety, polskie "Koty" zostały już zdjęte z afisza, podobnie zresztą jak większość wersji tego musicalu wystawianych w naszej części świata. Pozostały zdjęcia, dźwięki, libretta, recenzje - i cudowne wspomnienia tych, którym dane było oglądać "Koty" na żywo.

Jak wiadomo, już od kilku lat nie ma "Kotów" na deskach Teatru Roma. Co rusz to jednak powstają kolejne "narodowe" wersje tego musicalu, może więc ktoś z forumowiczów miał okazję którąś z nich oglądać? Zapraszamy do dyskusji na naszym "kocim" forum.